Tradycyjnie ok.8 obudził mnie synek - dość wyraźnie dając do
zrozumienia, że chce jeść. Zaskakujące jak można, po 6 miesiącach życia małego
człowieka, nauczyć się jego języka. Uśmiechów, spojrzeń, gestów, dźwięków…
Nakarmiłam go i położyłam obok siebie w łóżku. Stwierdziłam, że jak chce to
może sobie tutaj dospać (i tak nauczony jest zasypiać i spać całą noc we
własnym łóżeczku - tak od początku było i tak uważam za słuszne, ale o tym
innym razem), albo się po prostu porozglądać - uwielbia to! I już chciałam wstać,
ogarnąć siebie, mieszkanie, odłożyć dziecko do leżaczka/na matę z zabawkami i
zająć się sprawami dnia codziennego. Bo pranie, bo prasowanie, bo odkurzanie,
bo porządki w garderobie czekające na dobry moment… Zaraz zaraz. Dobrze, że
moje myśli potrafią mnie czasami strzelić rykoszetem w sam środek głowy.
Przecież nie po to jestem na urlopie macierzyńskim i nie po to wykorzystuję
swój zaległy urlop wypoczynkowy, żeby zajmować się
sprzątaniem/praniem/prasowaniem etc.(niepotrzebne skreślić). To jest czas dla
mnie i mojego dziecka. Czas, którego nikt i nic mi nigdy nie wróci. Bezcenny. I
wiecie co? Powygłupiałam się z Małym w łóżku, pobawiliśmy się razem, później
zjadłam śniadanie, dziecko zadowolone patrzyło na mnie siedząc w swoim foteliku
i chyba oboje byliśmy zadowoleni. Później bez problemu zasnął na swoją 1,5
godzinną drzemkę, a ja zajęłam się sobą i domem. Bez ciśnienia. Jeśli nie
skończę prasowania we wtorek, to zrobię je w środę, a jeśli nie wtedy to odłożę
to na kolejny dzień. Bo ten mały człowiek jest ze mną po to, żebym miała dla
niego czas J I
wam też to polecam.
Niesamowite chwile i bezcenne :) Pięknie o nich piszesz :) Póki co mogę sobie wyobrazić jak to jest :)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia z wielkopolski
Martyna
P.S I jestem pierwsza sasa :P