wtorek, 12 marca 2013

Nowa ja?

Zanim jeszcze pomyślałam o ciąży, zanim w niej byłam, czyli (jak mogłoby się wydawać) dłuuuugi czas temu, patrzyłam z zainteresowaniem i przyznam - podziwiałam. Kobiety, które zmieniały wszystko lub prawie wszystko. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jakby nic nigdy wcześniej nie było ważne. Plany kariery, awanse, podwyżki, zebrania, projekty, terminy... I nagle dosyć. Stop. Chcemy inaczej, chcemy po swojemu, chcemy dla siebie. Myślałam sobie: odważne, niesamowite, profesjonalne. Zastanawiałam się, czy ja też kiedyś dojdę do takiego etapu. A raczej do takiej ściany.
I wiecie co? Doszłam, cholera jasna. Nie wiem czy to kwestia hormonów, Małego Człowieka, który się pojawia i wpatruje się w Ciebie z pełną akceptacją, wiosny, przeczytanych artykułów, zasłyszanych rozmów czy programów obejrzanych w TV. Nie wiem. Jedno jest pewne - przyszło i do mnie. I drąży, świdruje w głowie, nie pozwala zasnąć.
Chcę zmiany. Chcę czegoś twórczego. Chcę czegoś mojego. Chcę pasji i uśmiechu do codziennego dnia w pracy. Bo przecież wiem, jestem przekonana, że może być przyjemnością.
Nie chcę wiecznych zebrań, nic nie przynoszących burz mózgów, projektów, które są wielkie tylko w zarysie i planie, obietnic bez pokrycia. Nie chcę takiego etatu, do jakiego muszę wrócić (a muszę, żeby mieć na chleb, kredyt, pieluchy itp. itd.).
CHCĘ CZEGOŚ INNEGO.
I zrobię to inaczej. Zrobię.
Dla siebie.

1 komentarz:

  1. No zobacz - mam podobnie - potrzebuję zmian,czegoś nowego innego, inspirującego.. Tylko niestety czasem ta nasza polska rzeczywistość potrafi zbić z tropu...
    pozdrawiam ciepło
    Martyna

    OdpowiedzUsuń