Dawno nie pisałam, ponieważ wydarzył się w życiu mojej rodzinki mały cud - narodziny Tymka. Równo w terminie, kiedy już moja nadzieja na rozwiązanie i zrzucenie z siebie tych kilogramów umarła i położyłam się spać - odeszły mi wody :) Chlupałam po całym mieszkaniu, także faktycznie tego nie da się przegapić.
Co do samej akcji porodowej, to nie będę tu przynudzała o tym jak darłam papę i pominę drastyczne szczegóły. Jeśli ktoś chce przygotować modny w szkołach rodzenia plan porodu powinien ... wypieprzyć go do kosza.
To jest jedna wielka niewiadoma. Tak jak każda ciąża jest inna, tak też jest z porodem. Ja byłam święcie przekonana, że urodzę naturalnie, normalnie, bo synek już od dawna ustawiony książkowo był i każdy lekarz, jak mantrę mi to powtarzał. Nic bardziej mylnego. Była cesarka z zaskoczenia. Dobrze, że z mężem nie lubimy za wiele planować, bo cały plan porodu byłby, jak to mówi Siara z "Killera" - w pizdu ;)
Jeśli chodzi o emocje towarzyszące porodowi, to serio ból jest nie do opisania. Szczególnie po oksytocynie. Myślałam, że umrę. Dorzuciłabym tu jeszcze lekką panikę, bo nienawidzę wenflonów i to była moja pierwsza operacja. Jednak kiedy usłyszałam płacz naszego synka, to byłam prze-szczęśliwa. Mogli mnie dalej kroić, upychać z powrotem moje flaki. Skoro z nim było ok, to i ja się ogarnę - pomyślałam.
Motywacja do szybkiego powrotu do domu i opuszczenia szpitala, miejsca swoistego ubezwłasnowolnienia, więzienia, ograniczenia wolności, oceny przez wszechwiedzące panie położne oraz wielkie matki polki karmiące itd. była tak wielka, że wypuszczono nas o jeden dzień szybciej niż normalnie po cesarce.
Także od samych narodzin Tymek wyznaje zasadę "fuck the system" przy jednakowym zachowaniu dotrzymywania obietnic - terminów dotrzymuje w 100%, nawet pępowina odpadła równo po 2 tygodniach :)
Nie nadaje się do siedzenia w państwowych tworach. "Home sweet home" nabrało pełnego znaczenia w dzień naszego powrotu.
Wychodząc ze szpitala mimo ciągnących szwów można było wreszcie odetchnąć wolnością a do głowy przychodziły tylko wolne melodie, m.in. ta:
Chłopcy z placu broni - WOLNOŚĆ
'wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem..."
Family First czyli ... mamy i reszta
poniedziałek, 27 maja 2013
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Zbudujmy rodzinę - 8 dobrych nawyków
Przeglądając zasoby sieci trafiłam ostatnio na coś takiego i postanowiłam
się z Wami podzielić. 8 nawyków, które jednoczą rodzinę. Podobnie jak tutaj,
wspólny posiłek jest u mnie również na pierwszym miejscu... ;-)
1. Wspólny posiłek. Niech stanie się czymś
oczywistym dla każdego, że raz dziennie spotykacie się wszyscy przy stole (bez
TV, słuchawek na uszach, gazety). Wykorzystajcie ten wspólny czas
na rozmowy o tym, co was ostatnio spotkało, opowiedzenie śmiesznych
anegdot, wymiany poglądów.
2. Wspólna pasja. Znajdźcie sobie
ciekawe hobby, coś co sprawi radość Wam wszystkim, zaangażuje i zbliży –
np. wycieczki rowerowe, wyprawy pod namiot, pływanie, kolekcjonowanie czegoś,
prowadzenie kroniki rodzinnej…
3. Bez kłótni przy
dzieciach. Nie kłóćcie się przy dzieciach, bo to zaburza ich poczucie
bezpieczeństwa. Nie wciągajcie ich w konflikty małżeńskie – rozmawiajcie w
cztery oczy.
4. Każdy ma prawo być
wysłuchanym. Stawiajcie na dialog. Jeśli w jakiejś kwestii się nie zgadzacie –
zbierajcie się na naradach rodzinnych. Bądźcie otwarci. Wyrzućcie ze swoje
słownika - "NIE, bo NIE". Przedstawiajcie argumenty i uczcie
tego dzieci. Pomóżcie zrozumieć im wasze motywy - ale też pozwólcie
wypowiedzieć im własne zdanie.
5. Nie wrzeszcz. Niektórzy ludzie
nie potrafią prowadzić normalnej rozmowy – słowa, które wypływają z ich ust
przypominają jazgot. Starajcie się być opanowani i cierpliwi. Nawet jeśli
zdarzy się wam zezłościć, spróbujcie zachować spokojny ton głosu. Pamiętajcie,
że zwykle na krzyk odpowiada się krzykiem, a agresja rodzi agresję.
6. Obietnice się spełnia. Nie obiecujcie czegoś,
o czym za chwilę zapomnicie. Niech wasze słowo będzie coś warte.
Niech rodzina wie, że można wam ufać, polegać na waszym słowie. Jeśli
nawet nie uda się wam z czegoś wywiązać – bądźcie szczerzy i wytłumaczcie
zaistniałą sytuację. Bliscy to docenią.
7. Podział obowiązków
domowych. Nie pozwólcie, by któryś z członków rodziny dźwigał na sobie cały
ciężar organizacji życia domowego. Pomagajcie sobie wzajemnie i wpajajcie
dzieciom, że w domu nie ma "służących". Każdy na miarę swoich
możliwości może uczestniczyć w tym, aby dom był miejscem, gdzie panuje
porządek i ład. Uczcie samodzielności i zaradności, wzajemnego wspierania
się.
8. Tradycje rodzinne. Starajcie się kultywować
tradycje, które wynieśliście z domu, albo nawet wprowadźcie jakieś nowe,
które odtąd staną się ważnym elementem waszego życia rodzinnego. Celebrujcie
święta, rocznice, urodziny.
Miłego dnia!
wtorek, 2 kwietnia 2013
Panika przed-porodowa
Od kiedy wstawiliśmy łóżeczko do naszego pokoju, oboje zatrzymujemy się przy nim robiąc wielkie gały a tętno przyspiesza. Nowy członek rodziny jest już coraz bardziej realny... Creepy...
Czy damy radę?
Czy nas polubi?
Czy będziemy dobrymi rodzicami?
Kiedy do cholery się urodzi? :)
Torby spakowane, skurcze "ćwiczebne" coraz częstsze, każdy ból brzucha wpisujemy w google, wymyślamy co nasz synek może teraz robić, o czym myśli, jaki będzie. Raz nawet spanikowałam na tyle, że szukałam informacji o śmierci przy porodzie, cesarce itd. Istna paranoja, a tu jeszcze kilka tygodni nam zostało dzikiego oczekiwania.
A po porodzie...
Razem z przyjściem na świat dziecka narodzi się cały nowy kalejdoskop pytań i wyzwań, którym będzie trzeba podołać, odpowiedzieć.
Okres ostatniego miesiąca ciąży to taka trochę dla nas cisza przed burzą.
A potem się zacznie... Największy quest naszego życia i użeranie się z lawiną nieproszonych rad szczególnie ze strony teściów i rodziców, co po prostu już teraz "uwielbiamy", ponieważ w niektórych kwestach mamy niesztampowe podejście...
Na to tylko taktyka - jednym uchem wpuść, drugim wypuść :)
Czy damy radę?
Czy nas polubi?
Czy będziemy dobrymi rodzicami?
Kiedy do cholery się urodzi? :)
Torby spakowane, skurcze "ćwiczebne" coraz częstsze, każdy ból brzucha wpisujemy w google, wymyślamy co nasz synek może teraz robić, o czym myśli, jaki będzie. Raz nawet spanikowałam na tyle, że szukałam informacji o śmierci przy porodzie, cesarce itd. Istna paranoja, a tu jeszcze kilka tygodni nam zostało dzikiego oczekiwania.
A po porodzie...
Razem z przyjściem na świat dziecka narodzi się cały nowy kalejdoskop pytań i wyzwań, którym będzie trzeba podołać, odpowiedzieć.
Okres ostatniego miesiąca ciąży to taka trochę dla nas cisza przed burzą.
A potem się zacznie... Największy quest naszego życia i użeranie się z lawiną nieproszonych rad szczególnie ze strony teściów i rodziców, co po prostu już teraz "uwielbiamy", ponieważ w niektórych kwestach mamy niesztampowe podejście...
Na to tylko taktyka - jednym uchem wpuść, drugim wypuść :)
czwartek, 14 marca 2013
Mama i jej kształty
Ciąża to okres wielkich zmian w organizmie każdej kobiety.
To transformacja, która czasem ma swoje konsekwencje. Ważne by każda obecna i przyszła mama dobrze czuła się w swoim ciele w trakcie tych zmian, ale także po tzw. "powrocie do formy".
Nie dla wszystkich jest to łatwe. Są kobiety, które mimo wizyt na siłowni czy ćwiczeń w domu nie mogą pozbyć się sflaczałych brzuszków. Są takie, które mają rozstępy, a jak wiadomo nie każdego stać na laser, kremy są średnio skuteczne. Są też takie mamy, które miały / mają depresję z powodu swojego aktualnego wyglądu, unikają zbliżeń. Znam takie kobiety. To jedna z ciemnych stron macierzyństwa o której się nie piszę, to tabu. Zawsze musi być cukierkowo i idealnie. A każda ciąża jest inna, tak, jak każda kobieta jest inna.
Ciąża, życie po porodzie to często nie sielanka z kolorowych gazet.
Ja również zastanawiam się jak to będzie po porodzie. Czy zgubię wszystkie kilogramy? Czy rozstępy chociaż trochę się zmniejszą? Czy zachowam swoją atrakcyjność? Czy wbije się w ulubione jeansy? Niestety w swoich przemyśleniach nie mam tyle optymizmu co mój mąż :) Tym bardziej pod koniec ciąży nasuwają się myśli z serii - co będzie jak znów będę w jednej osobie? Hormony, zmęczenie, tykający termin porodu, powody są różne do czepiania się akurat tej tematyki.
Co może podnieść na duchu mamę w trakcie "metamorfozy"?
1. Kochająco-wspierający partner / mąż :)
2. Książka Joanny Woźniczko - Czeczott "Macieżyństwo non-fiction" - zimny kubeł wody dla przesłodzonej wersji macierzyństwa
3. Przejrzenie bloga http://theshapeofamother.com/ kobiety w ciąży i po ciąży wstawiają swoje foty bez cenzury, bez wygładzania.
4. Nowe buty, torebka lub kosmetyk. Z ciuchami warto zaczekać kilka tygodni po porodzie. Po co się poryczeć w przymierzalni, że nie wbijemy się w swój stary rozmiar. Kupmy sobie coś ładnego, co ominie okolice biustu, ud i brzucha. Na nową bieliznę będzie jeszcze czas ;)
Jak pisze autorka przytoczonej przeze mnie książki:
"Kobieta w ciąży jest wszystkim.
Matka w połogu jest niczym."
Sprawmy by to drugie zdanie nas nie dotyczyło :)
To transformacja, która czasem ma swoje konsekwencje. Ważne by każda obecna i przyszła mama dobrze czuła się w swoim ciele w trakcie tych zmian, ale także po tzw. "powrocie do formy".
Nie dla wszystkich jest to łatwe. Są kobiety, które mimo wizyt na siłowni czy ćwiczeń w domu nie mogą pozbyć się sflaczałych brzuszków. Są takie, które mają rozstępy, a jak wiadomo nie każdego stać na laser, kremy są średnio skuteczne. Są też takie mamy, które miały / mają depresję z powodu swojego aktualnego wyglądu, unikają zbliżeń. Znam takie kobiety. To jedna z ciemnych stron macierzyństwa o której się nie piszę, to tabu. Zawsze musi być cukierkowo i idealnie. A każda ciąża jest inna, tak, jak każda kobieta jest inna.
Ciąża, życie po porodzie to często nie sielanka z kolorowych gazet.
Ja również zastanawiam się jak to będzie po porodzie. Czy zgubię wszystkie kilogramy? Czy rozstępy chociaż trochę się zmniejszą? Czy zachowam swoją atrakcyjność? Czy wbije się w ulubione jeansy? Niestety w swoich przemyśleniach nie mam tyle optymizmu co mój mąż :) Tym bardziej pod koniec ciąży nasuwają się myśli z serii - co będzie jak znów będę w jednej osobie? Hormony, zmęczenie, tykający termin porodu, powody są różne do czepiania się akurat tej tematyki.
Co może podnieść na duchu mamę w trakcie "metamorfozy"?
1. Kochająco-wspierający partner / mąż :)
2. Książka Joanny Woźniczko - Czeczott "Macieżyństwo non-fiction" - zimny kubeł wody dla przesłodzonej wersji macierzyństwa
3. Przejrzenie bloga http://theshapeofamother.com/ kobiety w ciąży i po ciąży wstawiają swoje foty bez cenzury, bez wygładzania.
4. Nowe buty, torebka lub kosmetyk. Z ciuchami warto zaczekać kilka tygodni po porodzie. Po co się poryczeć w przymierzalni, że nie wbijemy się w swój stary rozmiar. Kupmy sobie coś ładnego, co ominie okolice biustu, ud i brzucha. Na nową bieliznę będzie jeszcze czas ;)
Jak pisze autorka przytoczonej przeze mnie książki:
"Kobieta w ciąży jest wszystkim.
Matka w połogu jest niczym."
Sprawmy by to drugie zdanie nas nie dotyczyło :)
wtorek, 12 marca 2013
Nowa ja?
Zanim jeszcze pomyślałam o ciąży, zanim w niej byłam, czyli (jak mogłoby się wydawać) dłuuuugi czas temu, patrzyłam z zainteresowaniem i przyznam - podziwiałam. Kobiety, które zmieniały wszystko lub prawie wszystko. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jakby nic nigdy wcześniej nie było ważne. Plany kariery, awanse, podwyżki, zebrania, projekty, terminy... I nagle dosyć. Stop. Chcemy inaczej, chcemy po swojemu, chcemy dla siebie. Myślałam sobie: odważne, niesamowite, profesjonalne. Zastanawiałam się, czy ja też kiedyś dojdę do takiego etapu. A raczej do takiej ściany.
I wiecie co? Doszłam, cholera jasna. Nie wiem czy to kwestia hormonów, Małego Człowieka, który się pojawia i wpatruje się w Ciebie z pełną akceptacją, wiosny, przeczytanych artykułów, zasłyszanych rozmów czy programów obejrzanych w TV. Nie wiem. Jedno jest pewne - przyszło i do mnie. I drąży, świdruje w głowie, nie pozwala zasnąć.
Chcę zmiany. Chcę czegoś twórczego. Chcę czegoś mojego. Chcę pasji i uśmiechu do codziennego dnia w pracy. Bo przecież wiem, jestem przekonana, że może być przyjemnością.
Nie chcę wiecznych zebrań, nic nie przynoszących burz mózgów, projektów, które są wielkie tylko w zarysie i planie, obietnic bez pokrycia. Nie chcę takiego etatu, do jakiego muszę wrócić (a muszę, żeby mieć na chleb, kredyt, pieluchy itp. itd.).
CHCĘ CZEGOŚ INNEGO.
I zrobię to inaczej. Zrobię.
Dla siebie.
I wiecie co? Doszłam, cholera jasna. Nie wiem czy to kwestia hormonów, Małego Człowieka, który się pojawia i wpatruje się w Ciebie z pełną akceptacją, wiosny, przeczytanych artykułów, zasłyszanych rozmów czy programów obejrzanych w TV. Nie wiem. Jedno jest pewne - przyszło i do mnie. I drąży, świdruje w głowie, nie pozwala zasnąć.
Chcę zmiany. Chcę czegoś twórczego. Chcę czegoś mojego. Chcę pasji i uśmiechu do codziennego dnia w pracy. Bo przecież wiem, jestem przekonana, że może być przyjemnością.
Nie chcę wiecznych zebrań, nic nie przynoszących burz mózgów, projektów, które są wielkie tylko w zarysie i planie, obietnic bez pokrycia. Nie chcę takiego etatu, do jakiego muszę wrócić (a muszę, żeby mieć na chleb, kredyt, pieluchy itp. itd.).
CHCĘ CZEGOŚ INNEGO.
I zrobię to inaczej. Zrobię.
Dla siebie.
środa, 27 lutego 2013
Najcenniejsze poranki, czyli czas z dzieckiem
Tradycyjnie ok.8 obudził mnie synek - dość wyraźnie dając do
zrozumienia, że chce jeść. Zaskakujące jak można, po 6 miesiącach życia małego
człowieka, nauczyć się jego języka. Uśmiechów, spojrzeń, gestów, dźwięków…
Nakarmiłam go i położyłam obok siebie w łóżku. Stwierdziłam, że jak chce to
może sobie tutaj dospać (i tak nauczony jest zasypiać i spać całą noc we
własnym łóżeczku - tak od początku było i tak uważam za słuszne, ale o tym
innym razem), albo się po prostu porozglądać - uwielbia to! I już chciałam wstać,
ogarnąć siebie, mieszkanie, odłożyć dziecko do leżaczka/na matę z zabawkami i
zająć się sprawami dnia codziennego. Bo pranie, bo prasowanie, bo odkurzanie,
bo porządki w garderobie czekające na dobry moment… Zaraz zaraz. Dobrze, że
moje myśli potrafią mnie czasami strzelić rykoszetem w sam środek głowy.
Przecież nie po to jestem na urlopie macierzyńskim i nie po to wykorzystuję
swój zaległy urlop wypoczynkowy, żeby zajmować się
sprzątaniem/praniem/prasowaniem etc.(niepotrzebne skreślić). To jest czas dla
mnie i mojego dziecka. Czas, którego nikt i nic mi nigdy nie wróci. Bezcenny. I
wiecie co? Powygłupiałam się z Małym w łóżku, pobawiliśmy się razem, później
zjadłam śniadanie, dziecko zadowolone patrzyło na mnie siedząc w swoim foteliku
i chyba oboje byliśmy zadowoleni. Później bez problemu zasnął na swoją 1,5
godzinną drzemkę, a ja zajęłam się sobą i domem. Bez ciśnienia. Jeśli nie
skończę prasowania we wtorek, to zrobię je w środę, a jeśli nie wtedy to odłożę
to na kolejny dzień. Bo ten mały człowiek jest ze mną po to, żebym miała dla
niego czas J I
wam też to polecam.
środa, 13 lutego 2013
Walentynka w 5 minut
W dzisiejszych czasach liczy się czas i efektywność. Przy małym dziecku cenne jest każde 5min i każde 5zł.
Krok po kroku pokaże Wam jak można zrobić prostą i fajną kartę walentynkową dla męża / partnera.
Co będzie potrzebne:
1. sławetny już klej 'magiczny"
2. Nożyczki
3. Blok techniczny - kolorowy a dokładnie pół kartki beżowej i pół czerwonej.
Oto cały nasz sprzęt:
Krok po kroku pokaże Wam jak można zrobić prostą i fajną kartę walentynkową dla męża / partnera.
Co będzie potrzebne:
1. sławetny już klej 'magiczny"
2. Nożyczki
3. Blok techniczny - kolorowy a dokładnie pół kartki beżowej i pół czerwonej.
Oto cały nasz sprzęt:
Kartki składamy na pół. Przypominam, że powinny być formatu A5 przed złożeniem.
Beżową tniemy na pół. Jedną z połówek składamy tak aby powstały nam 4 paski. Zdjęcie wyjaśni o co chodzi :)
Wzdłuż powstałych linii tniemy i każdy z pasków składamy na pół.
Następnie rogi pasków zawijamy w ślimaki, tak jak poniżej:
Powstałe serduszka sklejamy ślimakami, żeby nam się nie rozjechały.
Serduszka smarujemy magicznym na brzegu, przyklejamy do frontowej strony kartki i dodajemy coś od siebie. Tak wygląda gotowy przód.
Nadmiar kleju usuwamy np. ręcznikiem papierowym, a cała reszta wyschnie i będzie bezbarwna.
Zajmijmy się środkiem. przyklejamy tam kawałek beżowej kartki. Może na brzegach być falowany, nie będzie to wyglądało tak sztywno jak zwykły prostokąt i jak wyjdzie krzywo i tak nikt się nie skapnie ;) W końcu się spieszymy!
W środkowej części hulaj dusza :) Ja proponuje odcisnąć umalowane czerwoną szminką usta i po prostu napisać "Kocham Cię". Do tego czerwone paznokcie, coś ekstra na kolację, świece i Walentynki w domowym stylu z romantycznym klimatem mamy ogarnięte od A do Z.
Subskrybuj:
Posty (Atom)